niedziela, 24 lutego 2013

Piekny obraz sygnowany przez Juliusza Słabiaka, jednego z najlepszych uczniów Kossaka

Witam, dzisiaj chciałbym opowiedzieć wam jak to w rodzinnym domu znalazłem ciekawostkę.. Podczas odwiedzin w rodzinnym domu, robiąc porządki natknąłem się na obraz. Rama była okropna, motyw nie godny zainteresowania, mama chciała go wyrzucić. Wziąłem go do ręki i zacząłem oglądać, wpatrywać się i.. zauważyłem piękno.

Obraz był sygnowany - Juliusz Słabiak. Szczerze mówiąc malarz wtedy nie był mi znany. Obraz był namalowany techniką olejną na.. kartonie, co się bardzo rzadko spotyka. Wziąłem obraz do Niemiec i cieszyłem się nowym nabytkiem. Jeszcze bardziej się ucieszyłem kiedy otworzyłem tylnia ścianę, czyli tylko usunąłem papier. Na tylnej stronie zobaczyłem pieczątkę DESA Dzieła Sztuki i Antyki w Katowicach.


Pojawił się uśmieszek - obraz był wyceniony na 700 złotych (według cen z 1961 roku). No tak, w tamtych latach to była cała wypłata. Jak później się dowiedziałem, życie i twórczość w latach 1917-1973. Był również jednym z najlepszych uczniów Wojciecha Kossaka.



Jego twórczość oddaje w pełni naukę którą zaczerpnął oraz uwidacznia mistrzostwo pędzla - malował razem z Kossakami. A tak z ciekawostek to czytałem kiedyś że w rodzinie Kossaków to bywało i tak że "syn namalował a tatuś podpisał sygnaturę" ;)



Ale moi drodzy nie tylko Polacy kombinowali żeby zarobić pieniądze Salvatore Dali również podpisywał puste kartki które później były drukowane. A za puste kartki dostawał pieniądze ponieważ często mu ich brakowało.

Idac dalej około w XVIII wieku też tak robili np. Rodzina Rugendass, a Georg Philippe drukował piękne Akwatinty, a po śmierci syn Christian dalej drukował grafiki
tatusia..

Dziękuję za uwagę i zapraszam wkrótce.

Nieprzyjemna sytuacja z poznanskim antykwariuszem oraz skarby w domu..

Witam ponownie, dzisiaj chciałbym opowiedzieć nieco przykre zdarzenie. Mniej więcej dwa lata temu przyjechałem do Poznania i przywiozłem okolo 50 kartek pocztowych z przedwojennymi widokami miast polskich. Kartki te kupiłem w rejonach Stuttgartu oczywiście.. na Flomarku. Ceny polskich kartek w Niemczech są naprawdę do zaakceptowania. Ale przyznam ze jak zacząłem zbierać kartki pewnego słonecznego lata spacerując po flomarku spotkałem starszego Pana, był naprawdę bardzo
miły i miał kartki z Raciborza (górny Śląsk)

Zobaczyłem ulice na której mieszkałem i to mnie zafascynowało. Kupiłem od niego piękną litografie z 1902 roku. Byłem naprawdę podekscytowany patrząc na moja ulice z 1902 roku.


Na imię miał Heinz .M. z Sindelfingen (kolo Stuttgartu). Zacząłem się z nim spotykać, wymieniać kartki oraz razem jeździliśmy na tzw Postkarten Borse. Z czasem miałem piękną kolekcje, a Heinz uczył mnie na co zwracać uwagę, co kupować, przekazał mi wiedzę która nabył przez dziesiątki lat. Pochodził z Wrocławia, mówił piękną polszczyzna pomimo ze kilkadziesiąt lat mieszkał w Niemczech. Pisze o nim ponieważ niestety dwa lata temu po ciężkiej chorobie zmarł. Był bardzo dobrym człowiekiem, przyjacielem i zawsze bede o nim pamietal - cieszę się ze go poznałem.

Wracając do mojej opowieści - ponieważ miałem naprawdę ładna kolekcje kartek (około 200) a takze należałem do grona kolekcjonerów z Raciborza - po jakimś czasie skontaktował się ze mną Pan Andrzej redaktor Nowin Raciborskich i autor książek związanych z okolicami Raciborza. Poprosił mnie o udostępnienie części kartek w celu ich opublikowania w jego książce.


Oczywiście nie odmówiłem a w zamian za to otrzymałem pierwsze wydanie z dedykacja. Ucieszyłem się czytając wstęp ze bardzo dziękuje Panu Krzysztofowi za udostępnienie części kolekcji w celu opublikowania w książce :)

Ale wracając do Poznania.. będąc w poznaniu poszedłem do sklepu z antykami który znajdował się w jednej z bocznych ulic Rynku za znanymi koziołkami. Wchodząc do sklepu zobaczyłem parę ciekawych obrazów z okresu secesji. Przedstawiłem kartki które miałem na sprzedaż ,wybrał sobie kolo dwudziestu które go interesowały.



Wśród kartek na sprzedaż zawieruszyły się moje piękne litografie z Raciborza. Oczywiście chciał je kupić jednak oznajmiłem mu ze NIE sa na sprzedaz. On wybieral jeszcze kartki a ja oglądałem obrazy, grafiki i rzeczy które mieściły się w szklanej witrynie. Po paru minutach pokazał kartki które weźmie, przeglądnąłem zaproponowałem cenę która zaakceptował. Pooglądałem witrynę i pożegnałem się. Kiedy wróciłem do domu chciałem wyciągnąć moje Raciborskie litografie - niestety.. juz ich nie bylo.. sprawdzałem kilka razy, niestety PAN ANTYKWARIUSZ MNIE OKRADŁ!!! Była niedziela a ja musiałem wracać do Niemiec, miałem wizytówkę – zadzwoniłem. Bardzo nieprzyjemny Pan wyzwał mnie i powiedział za żadnych kartek nie ma - było mi bardzo przykro, to były piękne litografie z 1897, 1898,roku. Cieszę się ze moje kartki pozostały w książkach .

Tak moi drodzy - tak tez w życiu bywa.. w Polsce..

środa, 6 lutego 2013

Tajemniczy manuskrypt z XIII wieku...

Witam ponownie. Dzisiaj chciałbym zaprezentować historyjkę która przeniesie Was w XIII wiek.

Pewnego lata, któregoś roku - nie pamiętam dokładnie kiedy to było ale były jeszcze Marki. Byłem u mojej znajomej, która miała sklep z Antykami. Jak zawsze obleciałem wszystkie trzy pomieszczenia oraz stodołę gdzie były mniej cenne rzeczy. W rogu niedaleko starej komody do renowacji stał obraz. Nic szczególnego, dom na górze i parę drzew. Wziąłem obraz do ręki, sygnatura była nieczytelna, rok 1844. Odruchowo oglądając ramę obróciłem obraz na druga stronę. Na drugiej stronie była jakaś kartka przyklejona. Była cala zakurzona, brudna ale zarazem interesująca ponieważ była starym stylem pisana. Na pierwszy rzut oka 16 wiek. Wziąłem obraz i kupiłem go za cenę 50 Marek. Oczywiście napiłem się jeszcze kawy, pogadaliśmy o aukcjach i pojechałem do domu.



W domu zacząłem oglądać nowy nabytek pod lupą. Przyznam ze czytałem już niemieckie książki z XVI wieku i czasem nabiera się wprawy w czytaniu dawnych czcionek lecz tego pisma przeczytać nie potrafiłem.. Parę tygodni później spotkałem znajomego opowiadając o tajemniczym kartce ręcznie pisanej. Poprosił żebym wieczorem do niego przyszedł i zobaczy sobie ten manuskrypt. Wieczorem kolo 20 pojechałem do niego, już przy wejściu prosił żebym pokazał ten manuskrypt.


Po dokładnym obejżeniu stwierdził ze najprawdopodobniej jest to kartka z jakiejś księgi pieśni maryjnych z końca XIII wieku. Byłem w szoku. Znalazłem taki rarytas za obrazem.. Parę miesięcy później sprzedałem ten manuskrypt za cenę która w pełni mnie zadowoliła ;)



Własnie tak dzieła ten biznes - kupi się coś - człowiek cieszy sie jak małe dziecko, by potem sie tego pozbyć. Wiem ze to rarytas ale nie potrafiłem tego nawet przeczytać, a mieć coś by tylko mieć..? Po co? Pozostały zdjęcia które Wam prezentuje poniżej.

Dziękuje za uwagę.

Medal okolicznościowy miasta Raciborza na Śląsku

Witam po raz kolejny! ;)

Dzisiaj chciłbym zaprezentować piekny medal okolicznościowy z Raciborza w województwie ślaskim. Parę lat temu miałem okazję kupić ten własnie okaz ;) Oczywiście w tamtych czasach nie miałem przy sobie komórki z Internetem, zeby dokładnie sprawdzić.. tak wiec kupiłem medal troche "na czuja" ;) za jedyne 50 Euro. Piekny, z brązu - medal był wydany przez Miasto Racibórz z okazji urodzin Księżniczki Amelii Victorii Caroliny Euphemii Marii von Ratibor - urodzonej trzeciego Października 1846 roku. Nakład nieznany - pewnie bardzo mały.


Z medalem związana jest smutna historia śmierci księżniczki, w sierpniu 1847 roku. Była to tragedia rodzinna a medal został wydany aby upamiętnic pamięć o księżniczce, która chociaż ten krótki czas spędziła na świecie.



Medal ten, użyczyłem na klika lat muzeum w Raciborzu, jednak po pewnym czasie zdecydowałem się go odebrać i pokazać wszystkim ten rarytas. Tymbardziej że leżał gdzieś w ciemnej gablocie - zresztą kto dzisiaj chodzi do Muzeum.. ;)

Pozdrawiam ;)

Rycina z sygnaturą R. Nägele

Witam!

Jak zwykle zabieram was na wycieczkę - tym razem jednak nie na flomark a do sklepu z Antykami. Jak co tydzień po flomarku oblatywałem jeszcze sklepiki z Antykami. Wpadłem do znajomego Klausa - czasami tez u niego coś sprzedałem, zamieniłem a czasami coś kupiłem. I tak było tym razem, wśród jakiś starych podartych grafik znalazłem małą rycinę.

Motyw nie ciekawy, jakaś plaża nad morzem ale.. sygnatura R. Nägele. Ten grafik był mi dość znany. Zawsze przy zakupie należy zachować zimną krew, nie pokazywać emocji itd.. Jak zwykle spokojnym glosem zapytałem o cenę, odpowiedź była wesoła "jak dla Ciebie 15 Euro" ;) Zapłaciłem, posiedziałem, jedno piwko wypiłem i pojechałem do domu. W ramach wyjasnienia - w Niemczech można jedno piwo wypić i jechać samochodem więc.. na leciutkim gazie z wesołą miną jechalem do domu.



Jak zwykle, przypatrzyłem sie dokladnie rycinie i bardzo sie ucieszyłem.. jak sie okazało był to oryginał, sygnowany. Tydzień poźniej dałem na Ebay i sprzedałem grafike za 375 Euro. Tak jest - nikt wszystkiego nie jest w stanie wiedzieć, oczywiście w tym również i ja. Dla przykładu.. kiedyś u jednego znajomego antykwariusza widziałem rosyjski obraz, piekna Trojka. Buł duży, 120cm X 50cm, piękna rama, trochę zakurzony.

Chciałem kupić, zapytałem o cenę, chciał 500 Marek. Powiedziałem ze wpadnę w przyszłym tygodniu. Przyjechałem w sobote, obrazu już nie było :( Najgorsze było przede mną.. Pól roku póżniej widziałem ten obraz w katalogu domu Aukcyjnego Nagel w Stuttgarcie, cena wywoławcza 120.000 Marek. Wierzcie mi.. ten obraz dłuuugo chodził mi jeszcze po głowie.. Coż, takie życie. Jak to mawiaja Amerykanie "Show must go on!" ;)

Dziękuje za uwagę.

wtorek, 5 lutego 2013

Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone Albo Magazyn - Rok Wydania 1758

Dzisiaj wybieramy się w długą podroż na flomark w Kijowie, na Ukrainie

Wszystko zaczęło się spontanicznym zaproszeniem mojego przyjaciela Sławka, który od lat mieszka w Kijowie. Oczywiście zanim się wybrałem to trochę potrwało. Szczerze mówiąc połączenia z Kijowem kiedyś były bardzo kiepskie. Musiałem lecieć do Wiednia a dopiero stamtad do Kijowa. Dzisiaj można bezpośrednio lecieć z lotniska niedaleko Ulm bezposrednio do Kijowy (koszt to około 100 Euro).

I tak, wyruszyłem w ta długa podroż. Lot do Wiednia był naprawdę fajny, spokojny i z pełną kulturą. Z lotem z Wiednia do kijowa było trochę gorzej, ciasno, głośno i.. może daruje sobie komentarze. Doleciałem i to jest najważniejsze ;)

Na lotnisku było naprawdę wesoło - parkują jak chcą, gdzie chcą i w ogole Ameryka ;) Sławek musiał w tygodniu pracować, wiec sam zwiedzałem Kijów poszukując docelowo.. oszywiscie flomarku.

W pierwszy dzień pojechałem do centrum taksówką - oczywiście taksiarz mnie oszukał na maksa - powinienem zapłacić około 50 Grywień a zapłaciłem cos koło 220.. Kiedy wrócilem do domu Sławeka, śmiał sie że dałem się tak nabrać a kilka razy mówił mi daj max 50 Grywien i nie więcej. Hehe! Cóż, taka rola turysty..

Wracając do opowieści - flomark oczywiście znalazłem - było dużo towaru, przede wszystkim medale z II wojny światowej. Ale mnie to nie bawiło. Wiedziałem od znajomego kolekcjonera ze Stuttgartu że na Ukrainie i w USA jest dużo oryginalnych matryc (z II wojny światowej) do medali, odznak i orderów. Wiec jest bardzo trudno odróżnić od oryginału z II wojny światowej. Zresztą ceny też były wysokie od 30 do 50 USD.

Byłem w Kijowie równy tydzien i można powiedzieć ze cały zwiedziłem na piechotę. Któregoś dnia spacerując już bezcelowo wąskimi uliczkami Kijowa zobaczyłem mały Antykwariat. Mieścił się w dolnej części budynku z okresu Secesji. Otworzyłem ostrożnie drzwi z pytaniem czy otwarte - młody głos zaprosił mnie do środka. Pomieszczenie było dość duże - około 130 metrów kwadratowych i wszystko wypełnione książkami grafikami i jakimiś gazetami pamiętającymi chyba jeszcze czasy Lenina.



Spokojnie obserwując młodego sprzedawcę zapytałem czy nie ma cos polskiego. Obserwował mnie, chwile rozmawiał z kolegą, podszedł i powiedział ze owszem ze ma coś polskiego. Po chwili wrócił przynosząc mi małą skóra oprawioną książkę. Otworzyłem i czytam:

"Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone Albo Magazyn"
Tom PIerwszy Cześc Pierwsza - Rok Wydania 1758 w Warszawie

Chwile czytałem, stan na te lata bardzo dobry. Po chwili spokojnym głosem zapytałem o cenę. Otrzymałem szybką odpowiedź - 200 USD.



CHciałem sie targować i dać choćby 180 USD ale cena była 200 i koniec .Nie widziałem żadnych emocji w jego twarzy, wyciągnąłem więc 200 dolców i wziąłem książeczkę. Wracając do domu cieszyłem się zakupem - książeczki była mała i niepozorna. W domu u Sławka zacząłem czytać moją nową lekturę. Nagle, patrząc przez lupę przeczytałem napis rosyjskiej pieczęci "Narodnaja Biblioteka Ukrainy". Obleciał mnie zimny pot - cholera jak ja to przewiozę samolotem? Jak znajdą to chyba mnie zamkną. Przychodziły mi różne myśli do głowy. I tak pobyt się kończył, trzeba było wracać..



Przyznam że bałem się, książeczkę miałem całą drogę przy sobie jako bagaż podręczny. Dojechałem do Stuttgartu bez zadnego problemu a w domu robiąc reserch'e dowiedziałem się że jestem w posiadaniu pierwszego wydania "Monitora" wydanego przez Wawrzyńca Mitzelera de Kolof - Wydany w Mitzelerowskiej Drukarni. Stempli z ukrainskiej biblioteki nie usunąłem ponieważ są ważna częścią historii tej książeczki.



Dziękuję za uwagę i do następnego razu.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Obraz w stylu Han Gan'a z końca XVIII

Witam ponownie w Krzyskowym skladziku ze starociami ;)

Cóż, jedną z ciekawych opowiastek jest ta w ktorej pewnego dnia pojechalem na flomakr.. hehe! ;). Jak zwykle, obleciałem rano wszystkie stragany, i poza drobnostkami nic nie znalazlem ciekawego. Jednak koło dziewiątej, w ciągu dziesięciu minut przyjechały cztery samochody - nie widziałem w ktora strone isc. Jak ktoś chodzi po flomarkach to wie, że czasami ludzie w takich chwilach tracą głowę i zachowują się jak w latach 80-tych przy kolejkach za mięsem ;)

Wyjasnie od razu ze na flomarkach obowiazuja pewne zasady:

1) Nie wolno licytować na flomarku "że JA dam więcej" - kolejka zawsze obowiazuje.
2) Nie wolno kraść, jeżeli ktoś coś ukradnie to tylko raz.. Złodzieje maja zakaz wstępu na flomark - twarze się zapamiętuje.
3) Nie wolno wyrywać rzeczy z ręki.

Kiedyś widziałem dwie młode kobiety które wyrywały sobie jakieś spodnie - powiedzmy to na glos - WIOCHA jakich mało.. W końcu podszedł jakiś starszy Pan i krótko skwitowal donośnym głosem "RUHE" - czyli spokój, lub jakbysmy to w polsce powiedzieli bardziej dosadnie.. "Morda w kubel" ;) I nastała cisza.. Na flomarku pomimo że każdy szuka/poluje to wszyscy jednak jestesmy w pewnym sensie rodziną. Pokazujemy sobie nawzajem co się "upolowało", poznaje się kolekcjonerów i oczywiście może przyszłych klientów. Czasami bywało tak że cos kupiłem i tego samego dnia sprzedałem.

Ale wracajmy do historyjki, zdecydowałem się ze podejdę do Passata Kombi z małą pordzewiałą przyczepką. Parę osób stało przede mną przebierając towarem na stoliku. Nie mogłem dojść do stolika więc poszedłem do starej przyczepy. Starszy Pan, koło siedemdziesiątki przywiózł dużo książek, jakieś stare lampy i.. kilka obrazow. Zauważyłem również pare opartych o koło - odsłoniłem przykryty obraz i zobaczyłem piękny chiński motyw malowany na jedwabiu. Byłem zafascynowany.. Zapytałem bez zadnych emocji, wrecz znudzonym glosem o cenę - odpowiedź.. 10 euro.



Bez chwili zastanowienia wyciągnąłem 10 Euro. Gdy tylko to zrobilem to nagle wszyscy którzy byli przy stoliku dostrzegli piękno chińskiej perfekcyjności. Obraz był za szkłem, więc żeby uniknąć uszkodzeń postanowiłem jechać od razu do domu.


W domu zacząłem pod lupą przyglądać się pracy. Na Internecie znalazłem podobne obrazy znanego chińskiego malarza Han Gan, który malował przede wszystkim konie. Podobno ktoś powiedział że potrafił zobaczyć duszę konia. No cóż, zwróciłem się do znanego renomowanego domu aukcyjnego i zapytałem o ocenę i wycenę :)



Powiedzieli że jest to rzeczywiście obraz w stylu Han Gan'a z końca XVIII i początku XIX wieku. Wycenili go na kilkaset euro - ile przyniesie zysku po aukcji.. zobaczymy ;)



Dziękuję za uwagę i do następnego razu.

środa, 30 stycznia 2013

Piekno Barovier Murano - Wazy..

Witam na kolejnej wyprawie, tym razem przeniesiemy się na flomark w rejonie Stuttgart'u.

Latem 2011 roku, jak co sobote okolo godziny 6 rano wybralem sie na flomark, spacerowałem wśród straganów, jednak nic interesującego nie znalazłem, jedynie łyżeczki do kawy stemplowane Alpaca. - nic szczególnego, ale wzór był piekny.

Po trzech kawach czyli okolo godziny 10 ;) spostrzegłem piękne wazony z niebieskimi trójkątami - były bardzo ciężkie. Sprzedawczyni była bardzo miłą i serdeczna kobieta - opowiadała nawet całą historię zmarłej ciotki.. ze musi opróżnić cale 3 pokojowe mieszkanie :(

No cóż.. :( Kiedy zapytałem o cenę dwóch pięknych wazonów, z niecierpliwością czekałem na odpowiedź.. obok mnie było dwóch Panow, którzy również obserwowali cala sytuacje licząc ze nie będę zainteresowany. Kiedy podała cenę 7 Euro to szybko wyciągnąłem pieniądze i plącąc krzyknąłem szybko OK!!! Sama później mówiła może są coś warte..



Nastepnie zapakowała wazony i bardzo ostrożnie mi je podala. Przyznam ze nie jestem ekspertem od szkła ale miałem nosa kupując na wyczucie.. Chwile jeszcze pochodziłem po Flohmarku i pojechałem do domu.

W domu od razu zacząłem szukać na necie podobnych wazonów. Przyznam ze mam pamięć wzrokową i coś mi świtało ze juz kiedyś podobne widziałem.. Jest!!!!! znalazłem , Wazony były w stylu Barovier!!! MURANO!


Byłem taki podekscytowany ze autentycznie brak słów, tymbardziej widząc ceny na aukcjach. Od razu zrobiłem zdjęcia i wysłałem do domu aukcyjnego na południu Niemiec, z zapytaniem czy są zainteresowani moimi wazonami.

Następnego dania dostałem maila.. Dom aukcyjny byl zainteresowany ;)) Okazało sie że proponują wziąć wazony na aukcje wiosenna i wystawią wazony w cenie wywoławczej 1500 Euro za każdy wazon..

Przeżyłem szok i chyba nawet głosno krzyczałem coś w stylu "SUPER!!!" ;D W grudniu zawiozłem wazony i podpisałem umowę. I teraz gwóźdz programu - wazony zostały sprzedane jeden za 1600 a drugi za 1800 Euro!

Oczywiscie należy od tego odliczyć 20 % które pobiera dom aukcyjny plus za zdjęcia do katalogu.
Tak moi drodzy - czasem można trafić na rarytasy i to nawet nie koniecznie 100 letnie - wazony były z lat 60-tych...

Dziękuję za uwagę i życzę również dużo szczęścia na Flohmarkach bo wiedza to nie wszystko..

wtorek, 29 stycznia 2013

Piękna akwaforta/akwatinta - Phaeton i rydwan Słońca

Moi drodzy - dzisiaj chciałbym przedstawić Phaetona i rydwan Słońca. Piękna akwaforta/akwatinta według znanego włoskiego rytownika - Paolo Farinati, żyjącego w latach 1524 do 1606. Był on znakomitym malarzem, grafikiem, a także malował liczne freski. Jak wielu włoskich artystów jest znany na skalę światową.

Akwaforta Phaeton i rydwan Słońca - XVIII/XIX w.

Oczywiście motyw Phaetona namalował również nasz bohater z XVII wieku - oczywiście znowu chodzi o Rubensa ;) Moja akwaforta pochodzi z końca XVIII lub początku XIX wieku, wydana została we Francji i oczywiście posiada znak wodny. Autor nie znany.. jeszcze.. ;)

Jeżeli chodzi o akwafortę to przedstawia Phaetona - syna Heliosa, pędzącego rydwanem słońca. Ponieważ nie miał wprawy, skrzydlate rumaki ciągnące rydwan poniosły go, co groziło pożarem nieba i ziemi. Tym sposobem młodego, niespełna 22 letniego młodzieńca spotkała śmiertelna kara Zeusa.



Moim zdaniem piękny motyw, piękna grafika, a jak sie Panstwu podoba? ;)

Agostino Carracci - Niebiańska Scena - Grafika z XVIII

Chyba z każdym dniem nabieram coraz wiekszej chęci do pisania.. myślę że jest w tym wszystkim chęć podzielenia się różnymi emocjami. Chętnie także odpowiem na pytania i uwagi - jeżeli by takie byly - nie krępujcie sie - piszcie ;)

Dzisiaj mam Wam do zaprezentowania Akwatintę z XVIII wieku, której autorem jest znany włoski grafik - mianowicie  Francesco Rosaspina. Żył w latach 1762-1841 i  był autorem ponad tysiąca grafik.


Francesco Rosaspina - XVIII wiek

Tą grafikę otrzymałem akurat w prezencie od niestety nie żyjącej już mojej przyjaciółki -  jej dobre serce a także  kapryśne zachowanie pozostanie do końca życia w moim sercu - brakuje mi jej.. :(

Grafika ta została nabyta w domu aukcyjnym na początku XX wieku. Jej tytuł to "Ex Collectione Allousii Cavalca". Jak już wspomniałem w poprzednich postach grawerzy bardzo często kopiowali mistrzów. Prezentuje kopie Agostino Carracci  jednego z wielu z rodziny Carracci którzy uwiecznieni są w pięknych pracach znajdujących się w muzeach na całym świecie.





Tym razem wiem kto jest autorem, jednak szukałem na necie takiej samej akwatinty i niestety nie znalazłem. Ale własnie dlatego ze jej nie znalazłem chciałbym ją Państwu przedstawić - moim zdaniem piękny motyw.. naprawdę brak słów. Nie będę pisał nic wiecej..  sami osądzcie.

Tajemniczy szkic do miedziorytu z XVII wieku..

Witam ponownie wszystkich zainteresowanych sztuką, kolekcjonerów, lalików a także osoby które przypadkowo trafiły na mój blog ;) Dzisiaj chciałbym zaprezentować kolejną ciekawostkę. Prawdziwy rarytas!! Jest to szkic namalowany tuszem do miedziorytu z XVII wieku. Oczywiście jest to oryginał.

Mój szkic do miedziorytu - XVII w.

Przyznam, że nie wszystkie grafiki czy obrazy były zakupione na flomarkach - część moich zbiorów kupiłem prywatnie - część w domach aukcyjnych, a część chociaż trudno w to uwierzyć otrzymałem za darmo :) Motywem szkicu jest Jezus na krzyżu. Oczywiście, jak w większosci przypadków, kiedy nabywałem szkic nic o nim nie wiedziałem - dopiero kilkumiesięczne research'e dało efekt..

Początkowo szukałem "Jezusa na krzyżu" w pracach z XVI i XVII wieku, ponieważ papier był z tego okresu. W ten sposób znalazłem motyw u naszego bohatera (z poprzedniego postu) XVII wieku – mianowicie Rubensa. Podobne do tego poniżej

Paul Pontius - XVII w 

Jest to obraz olejny "Jezus na Krzyżu" - jak każda praca Rubensa, dopracowana jest co do ostatniego pociągnięcia pędzlem.. Niestety żadnego miedziorytu nie znalazłem. Ktoś zapyta skąd wiem że to szkic do miedziorytu? - Moi drodzy, jeżeli weźmiemy lupę i skoncentrujemy się na kreskach które podkreślają cień postaci lub rzeczy to zauważymy że na tym szkicu są takie same - a własciwie - identyczne. Każdy kolekcjoner lub znawca potwierdzi ten fakt. Jednak aby miec pewnośc, zwróciłem się ponownie o pomoc do Pani dr. Y z Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Tak jak w poprzednim przypadku również i tutaj mi pomogłaudzielając mi bardzo konkretnej informacji. Potwierdziła, że jest to szkic do miedziorytu z XVII wieku, a ponadto stwierdziła ze jest on bardzo podobny do prac Paula Pontiusa - jednak ta akurat praca nie jest jego autorstwa. Przypuszczalnie jest on autorstwa innego miedziorytnika ze szkoły Rubensa.



Rysunek był najprawdopodobniej najpierw namalowany, następnie wycięty został kontur Jezusa na krzyżu, a na końcu nałożony na lawowany papier. Kartka lawowana jest w 100% z XVII wieku - posiada typowy znak wodny z tego okresu.


Tyle wiem na dzien dzisiajszy - moze nie duzo, ale juz wiem w czym szukac ;) Czas pokaże - może znowu przez przypadek napotkam na autora tego szkicu. Pozdrawiam i dziękuję za uwagę.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Piękna akwatinta z XVIII wieku z motywam "kazania Jezusa na górze" - Johann Gottlieb Prestel

Witam i zapraszam na kolejną porcje historii ;)

Kilka lat temu nabyłem piękną akwatintę z XVIII wieku - naprawdę mistrzowska praca. Grafika była stworzona na kartonie, z zamontowana z paspaturą i tym razem nie było żadnych napisów, nie można było tez sprawdzić znaku wodnego - właściwie znany był tylko fakt ze jest to Aquatinta.

Pod lupą poznałem że mam do czynienia z papierem z XVIII wieku. Wierzcie mi - można spokojnie rozpoznać wiek papieru po jegopo porowatości. Przejrzałem już tyle grafik w życiu że w końcu z czasem wszystko staje się rutyną.


Motywem Akwatinty jest "kazanie Jezusa na górze" według Rafael'a .Motyw ten był również kopiowany przez znanego nam malarza i grafika Rubensa. Oczywiście inni miedziorytnicy również kopiowali wielkich mistrzów. Wlaśnie tak to wygląda - Rubens kopiował Rafaela by w późniejszym czasie wszyscy kopiowali Rubensa.

I takim sposobem moi drodzy, znowu wpadłem w trans szukania jakichkolwiek informacji na temat tej akwatinty. Na pewnej francuskiej stronce znalazłem podobną grafikę jednak wymiary nie pasowały. A wymiary są bardzo ważne ponieważ miedzioryty, drzeworyty, litografie oraz ogolnie wszystkie grafiki są drukiem i posiadają płytę, klocek oraz matrycę.. wiec wymiary muszą się zgadzać co do milimetra. Jeżeli jest nawet minimalna różnica to na 99% jest to juz inny autor.




Pisałem do różnych domów aukcyjnych, ale nikt nie potrafił mi pomóc w określeniu pochodzenia akwatinty. Przyznam że niektórych grafik po prostu nie ma na necie, a żeby cos znależc trzba miec duuuże szczęście.

Dopiero po kilku latach znalazłem artykuł w niemieckiej gazecie na temat miedziorytu według Rafaela - jej autorem byl niemiecki grafik Johann Gottlieb Prestel. Akwatinta pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku. Grafika należy do bardzo rzadkich wiec bardzo cieszę się z jej posiadaniem a także że mogę ją Państwu przedstawić na moim blogu.




Jak to kiedys powiedzial Goethe - "Sammler sind gluckliche Menschen" co w tłumaczeniu znaczy po prostu "kolekcjonerzy to szczęśliwi ludzie". Tak - miał w 100% racje – zamykamy się i żyjemy w naszym świecie,cieszymy się tym czego nikt inny nie zrozumie .

Pozdrawiam i dziękuję za uwagę :)

Historia miedziorytu, autorstwa Nikolasa Beatrizet'a wedlug Michała Anioła..

Zapraszam na kolejną - moim skromnym zdaniem - ciekawą historyjkę z antykami w tle.. ;)

Wśród grafik, które nabyłem znalazła się pewna szczególnie ciekawa - jednej z postaci z Ukrzyżowania Sw. Piotra, według Michała Anioła. Jest to postać znajdująca się w dolnym prawym rogu znanej na całym świecie freski. Z ciekawostek - Święty Piotr podobno na własne życzenie chciał być ukrzyżowany głową w dół bo nie był godzien być ukrzyżowany jak Jezus. Postacią jest Józef z Arymatei, który był bardzo majętnym i poważanym człowiekiem - należał do Sanhedrynu, czyli do Wysokiej Rady w Judei.

Ale wracając do tematu.. Wiec, ponieważ brakuje jakichkolwiek opisów lub choćby sygnatury postanowiłem zwrócić się do Słynnego domu Aukcyjnego w Berlinie "Bassenge", do pewnej Pani - nazwijmy ją Dr. X, która stwierdziła że jest to miedzioryt z XIX wieku. Jednoczesnie powiedziała że warty jest około 50 Marek, ale.. że chętnie by go kupiła ;)

 Mój miedzioryt - Nikolas Beatrizet 


Z kolei ja byłem pewny że jest to miedzioryt z XVII wieku lub starszy - kolekcjonerzy grafik potrafią zobaczyć papier, żeberka, znak wodny i już można stwierdzić ile lat ma dana grafika. Moi drodzy - nie dałem za wygraną - pojechałem do Muzeum Narodowego w Poznaniu i pokazałem Pani dr Y miedzioryt i stwierdziła ze jej zdaniem jest to na pewno miedzioryt z XVII wieku a moze i starszy jednak jezeli zalezy mi na dogłebnaj analizie powinienem sie zwrócić do Muzeum Narodowego w Londynie - oni na pewno mi pomogą. Była bardzo miła dała mi namiary itp.

Napisałem maila.. nie byłem pewny kiedy odpiszą i czy w ogóle, ale czekałem ;) Po około czterech tygodniach otrzymałem odpowiedź .Przyznam że jak zobaczyłem mail'a w skrzynce to adrenalinka byla.. ;) Kto ma rację ja czy Pani dr X z Berlina. W mail'u Pan Prof. Dr Z. napisał że poznając po znaku wodnym oraz wymiarach, miedzioryt jest z XVI wieku - autorem był Nicolas Beatrizet - francuski rytownik, urodzony w Luneville ok. 1520 roku .Podobno był uczniem Giorgio Ghisi, w latach 1550-1560 wygrawerował miedzioryty pod okiem samego Michała Anioła!! Zmarł w Rzymie ok. 1560 roku..

Powiem szczerze, że w duchu triumfowalem, a zarazem cholernie sie cieszylem :D Jednoczesnie potwierdziły sie moje przypuszczenia dotyczace Berlinskiego domu aukcyjnego, lub przynmniej wzg. Pani dr. X, która do dnia dzisiejszego jeszcze tam pracuje.. Coż NIE WNIEKAM!!! Jesli mialbym sie wypowiedziec to TEGO domu Aukcyjnego szczerze NIE POLECAM!

Ale wracając do mojego miedziorytu to sam również szukałem jakichkolwiek wiadomości na temat Józefa z Arymatei z freską Michała Anioła. W ten sposób znalazłem podobny miedzioryt ale nie z XVI wieku tylko z XVII. Motywem Nikolasa Beatrizet posłużył się znany angielski grafik William Blake - Powstał piękny, znany i bardzo rzadki miedzioryt "Joseph of Arimathea Among the Rocks of Albion" czyli "Jóżef z Arymatei pośród skał Albionu". Powiem wam że takie szukanie i dochodzenia do faktow na temat danego antyku to coś pięknego - człowiek czuje się jak sam Sherlock Holmes ;) I jeszcze na dodatek taki efekt poszukiwan..

Poniżej przedstawiam wam fotke ukrzyżownania Piotra - Miedzioryt Williama Blake.

niedziela, 27 stycznia 2013

Od początku czyli jak to wszystko sie zaczęło..


Historia zaczyna się na.. oczywiście flomarku w Niemczech (gdzie żyłem ostatnie 26 lat) Przechodząc sobie oglądałem rożne rzeczy - ciekawe antyki, kicz a nawet tureckie podroby itd.. Oczami wypatrywałem.. czego? Sam nie wiedzialem - nagle zwróciłem uwagę na obraz namalowany na desce - piękny impresjonizm. Rama była zwykła z lat 20-tych, a sygnatura zupelnie nie czytelna.

Nie wiem co, ale ten piękny a zarazem zwykły krajobraz miał w sobie cos magicznego. No cóż, koles chciał 10 marek, targowałem na 5 marek w dol, i w końcu zapłaciłem 8 marek. Wróciłem do domu dumny, zadowolony, szczęśliwy - nie da sie tego opisać - mój pierwszy obraz!! W domu wziąłem lupę i zacząłem oglądać. Teraz wiem.. to był zwykły obraz ale pisze o nim, bo zapoczątkował moja przygode z antykami.

Od tamtego mometu coraz częściej chodziłem, na flomarki - ba - co sobotę!! Moje Zycie zaczęło nabierać barw i rumiencow, chociaz nie zawsze wszystko było różowo - były tez rozczarowania. Pewnego razu wybrałem się na flomark i znajomi opowiadali ze kupili piękne srebro za grosze. Nie chcąc zaprzepaścić szansy kupna stwierdziłem ze trzeba wcześniej wstawać - od tego mometu przychodziłem na 6 rano, piłem kawę od Italioka ;) bo turecka była okrotna i SZLUPAŁEM! :D

Któregoś dnia okolo godziny 11 przyjechali Cyganie. Niemcy nie kupowali u nich - mi było to obojętne, i tak szczesliwym trafem kupiłem 10 miniatur - siedem malowanych na kości słoniowej a trzy na porcelanie. Byłem niesamowicie podniecony przeczuwajac ze to moze byc cos.. Wróciłem do domu podekscytowany na maksa, za dziesięć miniatur dałem niecale 50 marek. Dałem na Ebay i.. za każdą miniaturę z kości słoniowej dostałem miedzy 180 a 215 marek! Dopiero wtedy uswiadomilem sobie jaki to zysk!

Oczywiście za te pieniądze kupiłem książki i zostało jeszcez na dalsze zakupy. I tak powoli zaczęła się praca połączona z pasja. Chodziłem po księgarniach szukając literatury fachowej na temat malarstwa, srebra, grafik i wszystkiego innego. Kiedyś nie było łatwo robić research'e. Jak szukałem malarza, to leciałem do biblioteki -
nie było GOOGLE. Jeden klik i wiesz wszystko? Nie bylo tak tak prosto.. W bibliotece był zestaw 24 tomowy Thieme und Becker. W tym słowniku był każdy malarz,
nawet malo popularny.

I tak pędziłem za antykami i za pieniędzmi. Na flomarku poznałem dużo kolekcjonerów, znajomych ale nigdy przyjaciół. Nawet jeden dobry znajomy Niemiec Joerg oszukał mnie - zbierał ordery i był fachura a ja niestety dopiero się uczyłem :/ Nie był uczciwy, i takich było wielu…..

Poznałem dużo kolekcjonerów i handlarzy antykami. Handlarze sa rożni - sa tacy co handlują dobrym towarem i sa Ci co handlują taniocha żeby przeżyć i cos jeszcze zostało. Sa tez handlarze z klasa - towar za tysiące marek, później euro. Mam przyjaciółkę Marianne - kobieta starsza ,zadbana i inteligentna. Prowadziła sprzedaż antyków od 30 lat. Miała bardzo wielu znajomych z branży.. Wlasciwie to przychodziła do nie cala arystokracja z rejonu Stuttgartu.

Co tydzień po flomarku chodziłem do niej na kawę by popatrzyć na antyki. Byliśmy i jesteśmy do dzisiaj przyjaciółmi - widząc moja pasje do antyków kiedyś mi powiedziała "Krzysztof musisz się zdecydować albo interes albo handel!" Wiedziałem ze musze podjąć decyzje - nie można zbyt bardzo przywiązywać się do rzeczy. To jest środek do pracy. Szczerze mówiąc nie miałem już miejsca w domu, częściowo rzeczy przeniosłem do
piwnicy.

Kiedyś spacerując po flomarku, było to kolo 11 w południe zobaczyłem ze ktoś przyjechał z towarem, z pełną koncentracja obserwowałem co rozpakowuje. Wśród rożnych książek zauważyłem obraz ,na pierwszy rzut oka myślałem ze był to miedzioryt .Jednak kiedy wziąłem go do reki spostrzegłem ze była to stara Akwarela z widokiem na rynek z roku 1793. Szybko zacząłem targować, jednak sprzedawca był twardzielem.. kupiłem obraz za 20 Euro.


Obraz był piękny, nie uszkodzony w zwyklej ramie za szklem. Podekscytowany zakupem, wróciłem do domu, zacząłem podziwiac piekno obrazu. W Internecie zacząłem szukać miejscowości napisanej na obrazie. JEST!!! To miejscowość gdzieś w Saksonii. Zrobiłem zdjęcia i wysłałem do muzeum miasta.. Oraz niedaleko położonego muzeum
wojskowego.




Po czterech dniach urząd miasta poinformował mnie ze jest zainteresowany akwarela jednak prosi żebym podał cenę. Hm.. to ciężka decyzja, nie mogłem wziąść za malo ale tez nie za dużo bo przestraszę klienta. Wysłałem maila.. strzeliłem cenę 400 euro plus koszty transportu 17 euro.


Następnego dnia burmistrz miasta.. poprosił mnie o przesłanie obrazu I wystawienie rachunku. I tak po tygodniu otrzymałem przelew 400 euro. Musze powiedzieć ze po trzech następnych dniach otrzymałem własnoręczny list od BURMISTRZA miasta.. z podziękowaniem ze zwróciłem się do nich. Ten obraz był bardzo ważnym dokumentem historycznym dla miasta, posiadali w archiwach jedynie kopie (ksero) tego obrazu. Po przeczytaniu tego listu byłem bardzo zadowolony i cieszyłem się ze sam burmistrz do mnie napisał. List, do dzis trzymam w moich dokumentach jako część mojej przygody.