wtorek, 5 lutego 2013

Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone Albo Magazyn - Rok Wydania 1758

Dzisiaj wybieramy się w długą podroż na flomark w Kijowie, na Ukrainie

Wszystko zaczęło się spontanicznym zaproszeniem mojego przyjaciela Sławka, który od lat mieszka w Kijowie. Oczywiście zanim się wybrałem to trochę potrwało. Szczerze mówiąc połączenia z Kijowem kiedyś były bardzo kiepskie. Musiałem lecieć do Wiednia a dopiero stamtad do Kijowa. Dzisiaj można bezpośrednio lecieć z lotniska niedaleko Ulm bezposrednio do Kijowy (koszt to około 100 Euro).

I tak, wyruszyłem w ta długa podroż. Lot do Wiednia był naprawdę fajny, spokojny i z pełną kulturą. Z lotem z Wiednia do kijowa było trochę gorzej, ciasno, głośno i.. może daruje sobie komentarze. Doleciałem i to jest najważniejsze ;)

Na lotnisku było naprawdę wesoło - parkują jak chcą, gdzie chcą i w ogole Ameryka ;) Sławek musiał w tygodniu pracować, wiec sam zwiedzałem Kijów poszukując docelowo.. oszywiscie flomarku.

W pierwszy dzień pojechałem do centrum taksówką - oczywiście taksiarz mnie oszukał na maksa - powinienem zapłacić około 50 Grywień a zapłaciłem cos koło 220.. Kiedy wrócilem do domu Sławeka, śmiał sie że dałem się tak nabrać a kilka razy mówił mi daj max 50 Grywien i nie więcej. Hehe! Cóż, taka rola turysty..

Wracając do opowieści - flomark oczywiście znalazłem - było dużo towaru, przede wszystkim medale z II wojny światowej. Ale mnie to nie bawiło. Wiedziałem od znajomego kolekcjonera ze Stuttgartu że na Ukrainie i w USA jest dużo oryginalnych matryc (z II wojny światowej) do medali, odznak i orderów. Wiec jest bardzo trudno odróżnić od oryginału z II wojny światowej. Zresztą ceny też były wysokie od 30 do 50 USD.

Byłem w Kijowie równy tydzien i można powiedzieć ze cały zwiedziłem na piechotę. Któregoś dnia spacerując już bezcelowo wąskimi uliczkami Kijowa zobaczyłem mały Antykwariat. Mieścił się w dolnej części budynku z okresu Secesji. Otworzyłem ostrożnie drzwi z pytaniem czy otwarte - młody głos zaprosił mnie do środka. Pomieszczenie było dość duże - około 130 metrów kwadratowych i wszystko wypełnione książkami grafikami i jakimiś gazetami pamiętającymi chyba jeszcze czasy Lenina.



Spokojnie obserwując młodego sprzedawcę zapytałem czy nie ma cos polskiego. Obserwował mnie, chwile rozmawiał z kolegą, podszedł i powiedział ze owszem ze ma coś polskiego. Po chwili wrócił przynosząc mi małą skóra oprawioną książkę. Otworzyłem i czytam:

"Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone Albo Magazyn"
Tom PIerwszy Cześc Pierwsza - Rok Wydania 1758 w Warszawie

Chwile czytałem, stan na te lata bardzo dobry. Po chwili spokojnym głosem zapytałem o cenę. Otrzymałem szybką odpowiedź - 200 USD.



CHciałem sie targować i dać choćby 180 USD ale cena była 200 i koniec .Nie widziałem żadnych emocji w jego twarzy, wyciągnąłem więc 200 dolców i wziąłem książeczkę. Wracając do domu cieszyłem się zakupem - książeczki była mała i niepozorna. W domu u Sławka zacząłem czytać moją nową lekturę. Nagle, patrząc przez lupę przeczytałem napis rosyjskiej pieczęci "Narodnaja Biblioteka Ukrainy". Obleciał mnie zimny pot - cholera jak ja to przewiozę samolotem? Jak znajdą to chyba mnie zamkną. Przychodziły mi różne myśli do głowy. I tak pobyt się kończył, trzeba było wracać..



Przyznam że bałem się, książeczkę miałem całą drogę przy sobie jako bagaż podręczny. Dojechałem do Stuttgartu bez zadnego problemu a w domu robiąc reserch'e dowiedziałem się że jestem w posiadaniu pierwszego wydania "Monitora" wydanego przez Wawrzyńca Mitzelera de Kolof - Wydany w Mitzelerowskiej Drukarni. Stempli z ukrainskiej biblioteki nie usunąłem ponieważ są ważna częścią historii tej książeczki.



Dziękuję za uwagę i do następnego razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz